W ciągu kilku lat, od kiedy zarządzam Kompleksem Zamkowym w Starych Tarnowicach, zdążyłem lepiej poznać Tarnowskie Góry i polubić je – zwłaszcza, że spędzam tu większość swojego czasu. Cieszę się więc czytając doniesienia prasowe, w których o mieście pisze się dobrze, nie lubię zaś, gdy Tarnowskie Góry pojawiają się na łamach prasy w złym kontekście. Dlatego czuję się w obowiązku udzielić Państwu wyjaśnień związanych z artykułem o tytule „Awantura o portal” w „Gazecie Wyborczej” z 24 lutego tego roku. Nie tylko miasto pojawiło się tam jako niemal negatywny bohater; padło tam także moje nazwisko.
Szczególnie dotknęło mnie zdanie „Data 1545, którą wykorzystuje się w promocji kompleksu pod Tarnowskimi Górami, również została ukradziona razem z renesansowym portalem! – oskarżają Smolorza miłośnicy zabytków Dolnego Śląska. Są wśród nich architekci i historycy z całej Polski, którzy od dawna poszukiwali zguby z Niesytna”. W zdaniu tym zawarto kilka kłamstw jednocześnie. Oświadczam, że portal z Niesytna trafił do zamku w Starych Tarnowicach, na podstawie pisemnej umowy z właścicielką dolnośląskiego obiektu – panią Zawadzką – Malicką. Umowa ta przewidywała przeprowadzenie przeze mnie prac konserwatorskich nad portalem – prace te zgodnie z zawartym porozumieniem wykonałem, a ponieważ nie otrzymałem wynagrodzenia, zabytek czasowo został zatrzymany w Starych Tarnowicach. By – zamiast bezproduktywnie zalegać w magazynie – portal mógł zostać udostępniony zwiedzającym (także czasowo i za pisemną zgodą właścicielki) – wmurowany został w otwór wejściowy zamku. Podkreślam – uzyskałem zgodę właścicielki na ekspozycję portalu. Już wcześniej poinformowałem ją o konieczności zgłoszenia władzom konserwatorskim faktu renowacji zabytku w Tarnowskich Górach i uzyskałem jej zapewnienie, iż wszystkie konieczne formalności zostaną dopełnione. Kompleks Zamkowy nie zawiera – bo nie może zawierać – żadnego kradzionego przedmiotu.
Nieprawdę głosi też fragment o rzekomych poszukiwaniach portalu. Ktoś, kto go poszukiwał, powinien przecież w pierwszej kolejności zapytać osobę zamkiem w Niesytnie zarządzającą – czyli Panią Zawadzką – Malicką, która nie tylko znała miejsce pobytu portalu, lecz dysponowała także dokumentami świadczącymi o zleceniu konserwacji. Po drugie – nigdy faktu przechowywania portalu z Niesytna nie ukrywałem: jest on pokazany w najbardziej eksponowanej części zamku i nikt, kto zamek ogląda nie jest w stanie go przeoczyć. O pochodzeniu portalu informuje tabliczka, gdzie Niesytno wymienione jest jako miejsce powstania zabytku.
W artykule są i inne nieprawdziwe informacje, takie jak ta przedstawiająca mnie jako Niemca. Oświadczam, iż od urodzenia jestem obywatelem polskim i nie posiadam żadnego innego obywatelstwa o czym świadczą odpowiednie dokumenty. Wiele lat temu – zresztą na krótko i z przyczyn ekonomicznych – podobnie jak tysiące Polaków, przyjąłem obywatelstwo niemieckie na czas określony. Czuję się rodzonym na Śląsku Polakiem i robienie ze mnie na siłę przedstawiciela innej narodowości uznać muszę za próbę manipulowania czytelnikiem. Z artykułu pana Witolda Gałązki wyłania się zresztą obraz mojej osoby zupełnie nie przystający do rzeczywistości. Według „Gazety Wyborczej” bryluję na salonach, co – gdzie jak gdzie – ale w Tarnowskich Górach może wywołać tylko pusty śmiech. Nie wiem skąd autor tekstu czerpał takie informacje, bo na pewno nie uzyskał ich ode mnie w rozmowie telefonicznej, którą przeprowadziliśmy. W sprawie całego artykułu podjąłem zresztą kroki, które zmierzają do opublikowania przez „Gazetę Wyborczą” oficjalnego sprostowania nieprawdziwych informacji.
Chciałbym jeszcze dodać kilka słów na temat losów portalu z Niesytna. Według mnie bowiem obiekt ten po prostu miał szczęście, choć żałuję że do Niesytna trafiłem tak późno, bo może uratowałbym więcej zabytków. Portal nie spłonął wraz z całym zamkiem (zdążyłem zabrać go do konserwacji wcześniej), nie został skradziony jak pozostałe dobra z Niesytna, lecz – za sprawą przypadku – w czasie gdy dokonywano grabieży znalazł się w pracowni konserwatora. Jest bodaj jedną z niewielu pamiątek po zamku, który faktycznie przestał istnieć. Tylko dlatego możemy się nim dziś cieszyć. Bez odpowiedzi pozostawię pytania: – Czy lepszy jest portal, którego – z braku zamku – i tak nie można oglądać w Niesytnie od portalu, który dostępny jest dla każdego zwiedzającego w Tarnowskich Górach? Gdzie miałbym portal zwrócić? Położyć go na wypalonych ruinach Niesytna, czy od razu dostarczyć złodziejom? Gdzie byli dzisiejsi obrońcy zamku, gdy obiekt płonął i był rabowany?
W jednym autor opisywanego artykułu ma rację: polskie zabytki są rozkradane, często też trafiają za granicę – w tym do Niemiec. Cokolwiek jednak o tym myślimy, portal z Niesytna ukradziony nie został, nie opuścił też granic kraju. I opowieść o portalu nie jest opowieścią o awanturze tylko o niezwykłym oraz szczęśliwym przypadku, w którym zabytek uratowany został przed zniszczeniem.
Rajner Smolorz