Strona poświęcona zamkowi Niesytno w Płoninie, jednemu z najpiękniejszych zabytków województwa dolnośląskiego. Kiedyś siedziba rycerzy rabusiów, następnie bogatych śląskich rodów, obecnie zapomniany, zniszczony i opuszczony wymaga zainteresowania a także ratunku. Największym brakiem poszanowania dla dorobku ludzkości, jest brak poszanowania swojej własnej historii, która rzutuje zarówno na poprzednie pokolenia, jak i na nas, „teraźniejszych”. Trudno optymistycznie patrzeć w przyszłość, widząc wokoło brak należytej troski dla starych, przesiąkniętych historią i licznymi legendami murów starego zamku. Takich miejsc z pewnością jest wiele, pośród nich swoje - zdaje się - szczególne miejsce, zajmuje zdewastowany zamek w Płoninie.
W chwili obecnej trwają na zamku prace archeologiczne i remontowe. Wraz z nowymi właścicielami pojawiła się szansa na powrót Niesytna do dawnej świetności.
aktualne wiadomości na Facebooku
Wojenne losy Płoniny
(…) Historia ewakuacji sąsiedniej Płoniny jest znacznie bogatsza w zdarzenia, gdyż tutaj w miejscowym zamku Wilhelmsburg mieścił się aż do lutego wiejski obóz dziewcząt, po likwidacji którego ulokowano tu obóz przejściowy dla pochodzących z Górnego Śląska współpracowników wywiadu wojskowego. Na początku lutego 1945 r. urządzono w zamku szpital wojskowy, a 15 marca zakwaterował się w nim oddział wywiadowczy, do którego należeli także Rosjanie w mundurach Wehrmachtu. W kwietniu znalazł zamek zastosowanie jeszcze jako obóz szkoleniowo – wypoczynkowy dla żołnierzy, którzy opuścili go dopiero rankiem 8 maja 1945 r (…)
Opowieści o ukrywaniu skarbów i drążeniu tuneli w zestawieniu z tymi faktami nie mają racji bytu i należy je potraktować jako bajki. Przeznaczenie pałacu na obóz szkoleniowy wywiadu jest bardzo ciekawym i nierozpoznanym do dzisiaj wątkiem.
Jest jeszcze jedno wspomnienie dotyczące tym razem mieszkańców wsi:
(…) Usuwanie Niemców z Płoniny rozpoczęło się 26 lipca 1946 r., wyznaczono dla nich okolice Lethmate i Steinhagen w strefie brytyjskiej. Drugi transfer z października 1946 r. pozostał w radzieckiej strefie. W Płoninie odnotowano wyjątkowy wypadek optowania za Polską, który dotyczył lokalnego dróżnika, Gustawa Weiβa, z rodziną (…)
Czy ktoś zna dalsze losy tego dróżnika ? Czy został wysiedlony mimo swojej deklaracji, czy pozostał w Płoninie ?
Kolejny artykuł o Płoninie
Na Dolnym Śląsku w dolinie rzeki Bóbr znajduje się największe w Polsce skupisko zabytkowych pałaców, dworów i zamków, porównywane do doliny Loary. Miejscowe samorządy i przedstawiciele rozmaitych organizacji pozarządowych pragną, aby obszar ten został uznany za część światowego dziedzictwa kulturowego i wpisany na listę UNESCO. Utrzymują przy tym, że wybawieniem dla tych budowli jest obecnie panujący ustrój. Czasy socjalizmu – twierdzą – przyniosły zabytkom tylko degradację i zniszczenie. Jedynie prywatni właściciele mogą przywrócić im świetność. Jest to teza tak samo oparta na prawdzie, jak legenda o Kunegundzie z zamku Chojnik, która nie chciała żadnego rycerza, aż stwierdziła, że jest za stara i skoczyła z wieży w przepaść. Za nieboszczki komuny właścicielem pałaców i dworów było państwo. W zabytkowych murach mieściły się ośrodki kolonijne, szkoły, domy wczasowe czy państwowe gospodarstwa rolne. Turyści mogli je zwiedzać i podziwiać. Gdy stary ustrój przestał istnieć, padły również liczne państwowe instytucje i zakłady pracy. Zabytki opustoszały, zostały w większości skomunalizowne, a gminy skąpiły szmalu na remonty i pozbywały się obiektów za psi grosz. Na przykład w renesansowym pałacu w Płoninie znajdował się ośrodek kolonijny. Nowy prywatny właściciel pusty pałac otoczył drutem kolczastym, a miejscowe bachory, które przełaziły przez dziury do parku, szczuł psami. Ubezpieczył obiekt w dwóch firmach, po czym tak się złożyło, że pałac spłonął. Bachory widziały właściciela, jak bujał się z kanistrami do wnętrza. Prokuratura nie dała wiary szczylstwu, bo to mogła być ich zemsta za psy. Pałac do dziś jest ruiną, turyści nie mogą nań chociaż popatrzeć z bliska, psy mieszkają tam nadal. Zamek w Świnach był gniazdem rodowym rycerskiej rodziny Świnków spokrewnionej z Piastami śląskimi. Z niej wywodził się arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka, zwolennik silnej monarszej Polski, który na złość krzyżakom i czeskim Luksemburgom koronował na króla Władysława Łokietka. Zamek Świny byłby więc świetnym miejscem na patriotyczne lekcje historii w terenie, o jakich marzył były minister Giertych. Byłby, ale nie może. Wielkie zamczysko za cenę bryki średniej jakości nabył Polak mieszkający na stałe w Szwecji. Obiektu pilnuje jegomość przechadzający się po terenie z siekierą w dłoni. Jak ma kaprys, to czasem kogoś wpuści za szmal. Nie przeszkadza to okolicznym żulom celebrować libacji w zamkowych murach. Tylko oni czerpią z krynicy narodowego dziedzictwa. Zamek w Karpnikach ponoć wznieśli templariusze. W późniejszych wiekach stał się siedzibą pruskich Hohenzollernów. Gościła tu m.in. caryca Katarzyna II. Przez 50 lat po II wojnie światowej mieścił się państwowy ośrodek szkolno-opiekuńczy, ale można było go zwiedzać za zgodą kierownictwa placówki. Obecnie dwóch prywatnych współwłaścicieli włóczy się po sądach. Budowla się sypie; do zamkowej fosy wpadają fragmenty murów. Nieznani sprawcy zajumali duży kamienny renesansowy portal z bramy ogrodowej. Zwiedzać nie można. Podobnych przykładów jest więcej. Ci, którzy upierają się przy wpisaniu „Doliny Pałaców i Ogrodów” na listę UNESCO mówią, że niektórym pałacom nowi prywatni właściciele przywrócili świetność. Tak, ale można je policzyć na palcach jednej ręki. Obecnie mieszczą się tam luksusowe hotele, pensjonaty i centra konferencyjne nie na kieszeń przeciętnego śmiertelnika. O zwiedzaniu przez zwykłych turystów także nie ma mowy. Nie szczują tu psami, ale wypraszają rośli ochroniarze w gajerach. Odzyskane dziedzictwo służy więc nielicznym, głównie z bogatszych niż Pomroczna krajów. Na Dolnym Śląsku już wcześniej inni zapaleńcy chcieli, aby na listę UNESCO wpisać pocysterski zespół klasztorny w Krzeszowie. Międzynarodowa ekipa ekspertów trzy razy odrzuciła projekt, bo właściciel – kuria biskupia w Legnicy – dokonał wielu samowolek budowlanych, które oszpeciły zabytek i zatarły jego historyczny wygląd. W przypadku „Śląskiej Loary” mamy inny pomysł. W miasteczku Kowary miłośnik lokalnych zabytków Marian Piasecki przywraca im świetność. Czyni to w ten sposób, że odtwarza budowle w skali 1:25. Powstał rozległy park miniatur, którego właściciel został uhonorowany wieloma nagrodami. Był m.in. nominowany do Dolnośląskiego Klucza Sukcesu. Proponujemy na listę UNESCO wpisać ów park. Przy zwiedzaniu trzeba tylko uważać, żeby nic nie rozdeptać, bo to też dziedzictwo, tylko trochę mniejsze.
-
W wielu przypadkach artykuł jest już nieaktualny, ale problem degradacji i poszanowania zabytków pozostał ten sam.
Jest odpowiedź WUOZ – Delegatura w Jeleniej Górze w sprawie portalu
W odpowiedzi na Pana list Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków we Wrocławiu – Delegatura w Jeleniej Górze uprzejmie informuje, że zabytkowy pałac w Płoninie, położony na terenie powiatu Jawor, znajduje się obecnie na terenie działalności Delegatury WUOZ w Legnicy. Tam też przekazane zostały wszystkie akta dotyczące pałacu.
Jednak z uwagi na to, że do czasu reformy administracyjnej kraju zajmowaliśmy się tym obiektem, informujemy, że tutejsza Delegatura WUOZ nie wydawała decyzji zezwalających na demontaż i przeniesienie portalu z pałacu w Płoninie w inne miejsce.
W pozostałych sprawach prosimy kontaktować się z Delegaturą WUOZ w Legnicy.
Reforma administracyjna kraju miała miejsce w 1999 roku, a wtedy portal znajdował się na pewno na swoim miejscu więc pozostaje czekać na odpowiedź właściwej Delegatury WUOZ w Legnicy. Być może wkrótce wyjaśni się ta zagadkowa sprawa.